poród w domu

Gdzie rodzić? to pytanie prędzej czy później pojawia się w czasie ciąży. W moim przypadku odpowiedź była jasna – tam, gdzie czuję się bezpiecznie. A takim miejscem jest dla mnie dom. 

Zgodnie ze standardem opieki okołoporodowej kobieta ma prawo do wyboru miejsca porodu w warunkach szpitalnych lub pozaszpitalnych, w których czuje się bezpiecznie i w których udzielane są świadczenia zdrowotne. Oznacza to, że do wyboru ma właściwie trzy miejsca: szpital, dom narodzin lub dom. Jak wynika ze statystyk Stowarzyszenia Dobrze Urodzeni, które zrzesza położne przyjmujące porody domowe, na tę ostatnią opcję najczęściej decydują się kobiety z wyższym wykształceniem i rodzące co najmniej po raz drugi. Z danych zgromadzonych przez stowarzyszenie wynika, że z roku na rok rośnie zainteresowanie porodami domowymi. W 2016 roku na poród w domu zdecydowały się 102 wieloródki i 44 pierworódki. Rok wcześniej w domu rodziło 88 kobiet mających co najmniej jedno dziecko i 48 rodzących po raz pierwszy. Dane te nie uwzględniają porodów przyjmowanych przez położne spoza stowarzyszenia, a także porodów w domu bez asysty, więc liczba rodzących w domu może być większa. Wystarczy dołączyć do grupy „Poród domowy” na Facebooku, by zauważyć, że nie brakuje kobiet zainteresowanych rodzeniem w domowych warunkach.

Poród w domu – co warto wiedzieć, a o czym się nie mówi?

1. Kwalifikacja

Temat porodów domowych zwykle wzbudza spore kontrowersje, a w głowie przeciętnego Kowalskiego jawi się głównie jako zagrożenie, brak odpowiedzialności, zbędne ryzyko. Niewiele osób wie, że aby poród mógł odbyć się w domu, kobieta musi się do niego zakwalifikować. Jest to wymagane dla bezpieczeństwa mamy i dziecka. To oznacza, że ciąża musi przebiegać fizjologicznie. Kobieta powinna być zdrowa, a wyniki badań zarówno jej, jak i dziecka muszą być wzorowe. Jakiekolwiek odstępstwo od normy może spowodować, że trzeba będzie się pożegnać z wizją rodzenia w domu. Położna, która widzi nieprawidłowości w przebiegu ciąży, może odmówić przyjęcia porodu w domu. Moja położna bardzo wnikliwie analizowała wszystkie wyniki badań i zwracała uwagę na to, co lekarz ginekolog omiótł tylko wzrokiem. Już nawet tak „banalna” sprawa jak infekcja dróg moczowych w trzecim trymestrze, niedokrwistość, astma czy cukrzyca ciążowa mogą mieć tutaj decydujące znaczenie. Tak rygorystyczna kwalifikacja jest właśnie po to, by zapewnić bezpieczeństwo. Aby poród mógł odbyć się w domu, i mama, i dziecko muszą być po prostu zdrowi. Badania naukowe potwierdzają zresztą, że poród domowy jest równie bezpieczny jak ten w szpitalu i nie zwiększa ryzyka komplikacji u kobiet, których ciąża przebiega bez powikłań.

2. Edukacja

Poród domowy wymaga też niemałego przygotowania. Nie mam tu na myśli wprowadzania gruntowanych zmian w domu i zaopatrywania się w olbrzymią ilość folii ochronnej, bo to akurat najmniej istotne i właściwie zbędne. Ważna jest przede wszystkim nasza świadomość, w tym m.in. w kwestii fizjologii porodu. Trzeba mieć też na uwadze, że porodu nie da się zaplanować i ze względu na bezpieczeństwo matki i/lub dziecka w każdej chwili może pojawić się konieczność przeniesienia do szpitala. Mądre i doświadczone położne (a wydaje mi się, że tylko takie decydują się na przyjmowanie porodów domowych) potrafią właściwie ocenić sytuację i odpowiednio wcześnie przewidzieć, czy transfer będzie potrzebny (dlatego też zwykle zalecane jest, aby mimo wszystko mieć przygotowaną torbę do szpitala). Poród domowy na ogół poprzedzony jest spotkaniami edukacyjnymi, długimi rozmowami z położną, zadawaniem wielu pytań i rozwiewaniem wszelkich wątpliwości. To wszystko wymaga z kolei zaangażowania i czasu każdej ze stron.

3. Kontrola

Poród w domu nie oznacza też braku jakiejkolwiek kontroli. Fakt, nikt pod koniec ciąży nie sprowadza do mieszkania aparatury medycznej i nie robi u siebie drugiego szpitala, bo nie o to przecież chodzi. Położna towarzysząca kobiecie w domu systematycznie ją bada, sprawdza tętno płodu, prowadzi szczegółową dokumentację, kontroluje przebieg porodu. Moja położna wymagała też ode mnie, abym była w kontakcie z lekarzem pediatrą, który w ciągu 24 godzin od narodzin dziecka przyjedzie je zbadać.

4. Położna

Wiele osób jest też przekonanych, że podczas porodu niezbędna jest obecność lekarza. Tymczasem to właśnie położna jest specjalistką od porodu fizjologicznego. Zawód położnej jest samodzielnym zawodem medycznym i według prawa położna może samodzielnie sprawować opiekę nad kobietą w czasie fizjologicznej ciąży, fizjologicznego porodu i połogu. Położna może sama prowadzić i przyjąć poród fizjologiczny zarówno w warunkach szpitalnych, jak i domowych. Gdy poród wykracza poza fizjologię, wtedy do rodzącej i położnej dołącza lekarz. W innym przypadku nie ma takiej potrzeby. Ze mną były dwie profesjonalne, doświadczone położne, które udzieliły mi dużego wsparcia zarówno w trakcie porodu, jak i w czasie ciąży oraz połogu (i w sumie to nawet długo przed zajściem w ciążę). To właśnie ich obecność sprawiła, że przez cały czas czułam się bardzo bezpiecznie.

5. Wywiad

Ponadto położna nie podejmie się raczej przyjęcia porodu w domu, jeżeli nie będzie miała pewności, że ten poród faktycznie będzie bezpieczny. Gruntowny wywiad przeprowadzany w ramach kwalifikacji nie obejmuje tylko kwestii odnoszących się do zdrowia matki i dziecka. Nierzadko zahacza też o wartości, przekonania, prowadzony styl życia. Trzeba się przygotować na bardzo szczerą rozmowę.

6. Relacja

Bardzo istotne znaczenie ma też relacja, jaka nawiązuje się pomiędzy położną a rodzicami. Tu musi być chemia, zaufanie, otwartość. Ja swoją położną znałam już dosyć długo, miałam do Niej pełne zaufanie i wiedziałam, że będę z Nią bezpieczna. Ale ufałam też sobie i swojemu ciału. Mąż z kolei ufał mi i wiedział, że to dla mnie ważne. Bez zaufania nie miałoby to wszystko sensu.

Skąd ten pomysł?

Już zanim zaszłam w ciążę, wiedziałam, że chcę rodzić w domu. Dużo wcześniej miałam okazję dobrze zapoznać się z tematem. Od kilku lat byłam też w kontakcie ze swoją położną, która przyjmuje porody domowe. O swoich planach poinformowałam Ją już na samym początku ciąży. Na szczęście ciąża przebiegała fizjologicznie i bez zastrzeżeń. Dziewięć miesięcy upłynęło mi i mężowi na przygotowaniach do porodu, w tym także do porodu szpitalnego, gdyby np. pod koniec okazało się, że rodzenie w domu nie będzie jednak możliwe. Braliśmy pod uwagę obydwie opcje, z których jedna miała być decydująca w zależności od sytuacji. Pod koniec ciąży w ramach zajęć ze szkoły rodzenia odwiedziliśmy też szpital i uznaliśmy, że gdyby plan rodzenia w domu się nie powiódł, to szpital też będzie w porządku. Cieszę się, że mieliśmy takie podejście, bo jak się okazało, w dniu porodu skorzystałam z obydwu opcji i domowej, i szpitalnej.

Transfer

Mój syn ostatecznie przyszedł na świat w szpitalu. Po około dziewięciu godzinach rodzenia w domu pojawiło się wskazanie, by jednak pojechać do szpitala (ale normalnie, bez scen rodem z filmów akcji, a zanim wyruszyliśmy z domu jedna z położnych zadzwoniła na izbę przyjęći i poinformowała o sytuacji). Nie spędziliśmy tam jednak dużo czasu, bo trafiliśmy na porodówkę właściwie na sam finał. Mimo wszystko te długie godziny rodzenia w domu dały mi niesamowicie wiele i myślę, że to one w dużej mierze zaważyły na tym, że oceniam swój poród jako dobre doświadczenie. Przez cały ten czas czułam się swobodnie i bezpiecznie, mogłam robić co chcę i jak chcę, byłam u siebie. Nikt mi nie przeszkadzał, w nic nie ingerował, niepotrzebnie nie komentował. Kiedy tego potrzebowałam, mogłam być sama. Wszystko działo się normalnie, w swoim rytmie. Starałam się nie koncentrować na bólu i szukałam swoich sposobów na to, by się z nim uporać. Równocześnie położne, które mi towarzyszyły, dyskretnie obserwowały i kontrolowały całą sytuację. Były pomocne, gdy tylko tego potrzebowałam. Mąż cierpliwie wspierał, kot się przyglądał, a w tle niezliczoną ilość razy leciała płyta Sade. I choć dla niektórych może się to wydawać niezbyt normalne, ja się uśmiecham, gdy to wspominam ;).

Dlaczego w domu?

Dlaczego zdecydowałam się na poród domowy już w pierwszej ciąży? Dla mnie poród to normalne, fizjologiczne wydarzenie. Takie, w które nie trzeba ingerować bez powodu i którego nie trzeba przyśpieszać i poddawać rutynowym procedurom, co, niestety, jest u nas dosyć częstym zjawiskiem (jego skalę pokazuje m.in. raport Fundacji Rodzić po Ludzku na temat medykalizacji porodów w Polsce). Takie, którego nie trzeba z góry traktować jako potencjalnie nieprawidłowe i wymagające specjalnego nadzoru.

Chciałam, aby moje dziecko przyszło na świat w domowej, intymnej atmosferze, ale równocześnie z zapewnieniem odpowiedniej, fachowej opieki. To właśnie ten ostatni element sprawił, że moje poczcie bezpieczeństwa w domu było tak silne. Na moje postrzeganie porodu miało wpływ wiele osób, które wspierały mnie zarówno w czasie ciąży, jak i na etapie jej planowania, czy nawet jeszcze wcześniej. Decyzja o rodzeniu w domu była dla mnie naturalna, ale też dobrze przemyślana i podjęta wspólnie z mężem. Nikt z mojego otoczenia jej nie podważał. Nawet mój lekarz ginekolog odniósł się do niej pozytywnie, co było dla mnie sporym zaskoczeniem. I choć ostatecznie nie urodziłam w domu, nie odczuwam z tego powodu jakiegoś braku. Jak mówi moja położna: najważniejsze jest to, jak się rodzi, a nie gdzie. Moje dziecko przyszło na świat zdrowe, w bardzo dobrym stanie, w dobrej atmosferze i z poszanowaniem istotnych dla mnie kwestii (m.in. w pozycji wertykalnej, bez nacięcia, z pełnym, dwugodzinnym kontaktem skóra do skóry). Bez przemocy, braku szacunku, po ludzku. W towarzystwie osób, które są dla mnie ogromnym wsparciem.

Podziel się historią

Moja historia porodowa jest dobra i chętnie się nią dzielę. Chyba nawet robię to zbyt entuzjastycznie, bo niektórym trudno jest uwierzyć, że mogę oceniać poród inaczej niż powszechnie słyszana opinia na jego temat, czyli „masakra” ;). Zarówno w kwestii miejsca porodu, jak i wielu innych, miałam wybór i podjęłam decyzje najbliższe temu, co dla mnie ważne. Jak pisze w swojej książce „Urodzić razem i naturalnie” położna Irena Chołuj: „Dom jest najlepszym miejscem do rodzenia, wówczas gdy wybierze go sama rodząca”. Chciałabym, aby do tematu porodu w domu podchodziło się z większą otwartością. Historie rodziców, których dzieci narodziły się w domowym zaciszu, i położnych, które przyjmują takie porody, niesamowicie różnią się od tego, co zwykle słyszy się o porodzie. Chciałabym, aby w podobny sposób mogły mówić o swoich doświadczeniach wszystkie kobiety, bez względu na to, jakie miejsce porodu wybrały.

Jeżeli chcesz się podzielić swoją historią porodową (domową, szpitalną, dobrą, trudną, z tego stulecia, poprzedniego czy jakąkolwiek inną), chętnie ją przeczytamy i umieścimy na naszym blogu w specjalnie wyodrębnionym miejscu. Podeślij ją na adres marta@synudajzyc.pl. Niech Twoja historia idzie w świat :).


Osobom stojącym przed dylematem wyboru miejsca porodu polecam stronę www.gdzierodzic.info. Informacje o położnych przyjmujących porody w domu znajdziecie na stronie Stowarzyszenia Dobrze Urodzeni i we wspomnianej już grupie na Facebooku.

fot. Daria Zasuń. Zabrania się kopiowania, publikowania, udostępniania, jakiegokolwiek wykorzystywania zdjęcia bez zgody autora.

7 thoughts on “Dlaczego zdecydowałam się na poród w domu już w pierwszej ciąży?

  1. Ja też rodziłam połowicznie w domu, a na finał trafiliśmy do szpitala 🙂 Było ekstra i poród to wcale nie taka zła rzecz jak się wydaje jeśli jest się dobrze nastawionym i przygotowanym. W domu turlałam się na dmuchanej piłce do ćwiczeń, a mąż (najlepszy!) w szczytach skurczu masował mi plecy i co kilka godzin robił ciepłą kąpiel plus puszczał mi głupkowate świąteczne komedie. To wszystko, mimo bólu, wspominam przyjemnie. Fajnie, że odczarowujecie poród dla innych kobiet. Trzeba pokazać, że jeśli naprawdę ciąża przebiega dobrze i nie ma przeciwwskazań do pobytu w szpitalu to warto pojechać do niego jak najpóźniej. Dobrze się Was czyta. Na pewno zajrzę tu nieraz!!! Trzymam kciuki za Waszą dalszą pracę i za Waszych synów 🙂

    1. Aaaa pierwszy komentarz i taki pozytywny! Super, że też masz takie dobre wspomnienia 🙂 Dziękujemy i zapraszamy do regularnych odwiedzin 😉

  2. Ja też uczestniczyłem w porodzie domowym i skończyło się w szpitalu. Również bardzo miło go wspominam:p Te chwile, gdy moja żona 🙂 “koncentrowała” się w łazience, a ja z dwoma położnymi w salonie popijam herbatkę i jedna nagle mówi: “Zawsze mnie kobiety pytają, że przyjmowanie porodów musi być takie ekscytujące. Nie potrafią uwierzyć, że w 90% to czysta nuda”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *