Ruszamy z cyklem #cozamatka. Na pierwszy ogień idzie Lidia Piechota, w sieci znana jako Extremama.
Lidia jest mamą Zachariasza, dziennikarką, prezenterka telewizyjną, organizatorką warsztatów dla kobiet i autorką książki „#dzikiedzieci” (premiera 14 kwietnia 2021 roku). Lidia i Zac podróżują po Polsce w ramach kampanii społecznej „Urlop w kraju”. Zac nie chodzi do szkoły, a Lidia kształci go w trybie edukacji domowej. Aktualnie mieszkają na Podlasiu. Co Lidia powiedziała nam o macierzyństwie?
Co Ci się podoba w macierzyństwie? Co daje Ci najwięcej frajdy?
Freestyle, nieprzewidywalność, nieperfekcyjność. Bardzo szybko zrozumiałam, że macierzyństwo to jest mój ulubiony sport ekstremalny właśnie dlatego, że wcale nie muszę niczego w nim planować, że wszystko się może zdarzyć i wszystko, co się dzieje, jest OK. Teraz mówię to z perspektywy mamy ośmiolatka, ale hasło „macierzyństwo – mój ulubiony sport ekstremalny” wymyśliłam ponad siedem lat temu. Zakładałam wtedy bloga i myślałam, że będę pisać o sportach ekstremalnych, czyli o wakeboardzie i snowboardzie. Tymczasem okazało się, że te aktywności faktycznie są w moim życiu, ale na pierwszym miejscu jest macierzyństwo. Ono także jest wyjściem ze strefy komfortu, wielkim ryzykiem i eksperymentem, a jednocześnie nie da się bez niego żyć i zmienia pogląd na całą czasoprzestrzeń.
Dzisiaj najwięcej frajdy daje mi to, że mój ośmioletni Zachariasz z wielką miłością do świata, do mnie, a przede wszystkim do siebie szczerze wyraża swoje uczucia i myśli. Frajdę daje mi to, że mam obok siebie człowieka, który z jednej strony jest ode mnie zależny, a z drugiej – jest tak bardzo niezależny w swoim bycie i poglądach. I frajdę daje mi łażenie po głębokich kałużach, brudzenie się w błocie, jazda na rowerze w deszczu, wspinanie się po drzewach, podbieranie ziemniaków z pola sąsiada – właśnie z nim. To jest ten freestyle i to jest to, co mnie uwolniło.
Co było dla Ciebie największym wyzwaniem w macierzyństwie?
W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że wolność i dzikość są super, ale jednak ja sama nie byłam wychowywana bez zasad i bez konsekwencji. Trochę czasu zajęło mi dojście do tego, jak być konsekwentnym i jak wprowadzać jakiekolwiek zasady w zdrowy sposób. Największym wyzwaniem okazało się robienie tego z umiarem. A do tego jeszcze bycie mamą, tatą – jako samodzielna mama – kumplem, przyjaciółką, ziomkiem, a jednocześnie osobą odpowiedzialną. Największym wyzwaniem w macierzyństwie było dla mnie zorientowanie się, że Zachariasz w dużej mierze będzie patrzył na świat moimi oczami, a chcę, aby wiedział, wierzył i czuł, że ten świat jest piękny i pełen miłości. A tymczasem moje spojrzenie na świat wcale takie nie było. Dzięki temu, że on pojawił się u mojego boku, spojrzałam na świat z miłością. Tak, zrobiliśmy to, więc – sukces.
Co Ci najbardziej pomaga w ogarnianiu macierzyństwa i innych aktywności?
Na początku na pewno bardzo pomogli mi przyjaciele – Maciej, Gosia i Marta – którzy byli ze mną w Olsztynie. Pomogły mi też mądre mamy, z którymi miałam kontakt zdalny, i moja mama, która nie komentowała, chociaż – jak się później przyznała – zupełnie nie wiedziała, do czego to wszystko zmierza w moim wykonaniu. A była daleko, bo ja mieszkałam w Olsztynie, a ona w Opolu. Więc pomagali mi ludzie. W Olsztynie miałam genialnego pediatrę – Pawła Adamusa. W trzeciej dobie życia mojego syna pomógł mi uwierzyć w to, że najlepszym sposobem na ogarnięcie tego wszystkiego będzie uważność i spokój. A od Magdy, jednej z koleżanek, usłyszałam, że ten początek trzeba po prosu przetrwać. Wtedy zaczęłam wierzyć, że ten freestyle i przekonanie, że wszystko ma swój czas i dzieje się w najlepszym momencie, ma rację bytu i że to jest klucz. Dzisiaj najbardziej pomaga mi przetrwać sam Zachariasz, który rozbraja system, i po prostu wie, co jest dla niego dobre. Dzieci są autentycznie kompetentne i uwielbiam opierać na tym różne swoje decyzje. Pomaga mi właśnie to przeświadczenie, że wszystko dzieje się w najlepszym dla nas czasie. Bardzo często dokładam sobie jeszcze do tego pytanie: why not? Dlaczego nie? I jeżeli nie ma tego wyraźnego „nie”, działamy.
Co chciałabyś, aby wiedziały inne kobiety, jeszcze zanim zostaną mamami? Jaką miałabyś dla nich radę?
Po pierwsze chciałabym, żeby wszystkie kobiety wiedziały, że mamy encyklopedię wiedzy o sobie i o naszych dzieciach w sobie – jest nią nasza intuicja. Nie ma w tym w ogóle przesady. To jest genialne jak możemy i potrafimy czuć, jeśli się na to otworzymy. Chciałabym też, aby wszystkie dziewczyny, wszystkie kobiety miały możliwość wzrastania i rozwoju osobistego, zanim zostaną mamami. Aby rozumiały wszystkie swoje trudne emocje, wiedziały z jakimi programami, kodami wielopokoleniowymi się mierzą, dlaczego zachowują się tak jak się zachowują. A jeżeli chcą coś zmienić, to żeby wiedziały, jak to zrobić, jak się do tego zabrać. Chciałabym, abyśmy wszyscy mieli świadomość, że najmniejsze gesty, emocje, uczucia mają znaczenie. Dobrze jest też pamiętać, że wszystko jest takie, jak to odbieramy, więc to od nas zależy, jak do tego podchodzimy.
Kiedy pojawia się na świecie dziecko, nagle wchodzimy w takie tempo i taką nową rzeczywistość, że jeśli ta wiedza o sobie i podejście intuicyjne nie są ugruntowane, to faktycznie pojawiają się trudniejsze momenty, poczucie zagubienia, zdenerwowanie, dół. Albo wydaje nam się, że wszystko ogarniamy, stajemy się control freakami i później bardzo trudno z tym zerwać. Dlatego moja rada to treningi oddechowe, medytacje, kontakt z innymi kobietami, niewchodzenie w żadne toksyczne, trudne relacje i słuchanie siebie. Jak coś nas wkurza, to nas wkurza i ma prawo nas wkurzać i nasza intuicja po prostu mówi, aby w to nie iść. A jak nas wkurza, to prawdopodobnie też nam coś wyświetla, więc paradoksalnie możemy w to wejść, przejrzeć się w tym, powiedzieć „dziękuję” i wykorzystać to na swoją korzyść.
Kobiety, które Cię inspirują, to…
Moja mama i jej mama, czyli moja babcia.
Co dobrego ostatnio zobaczyłaś, przeczytałaś, doświadczyłaś i możesz polecić innym?
Polecam wszystkim książkę „Pięć głębokich oddechów” wydawnictwa Mamania. Faktycznie zaniedbujemy proste rzeczy, a oddychanie robi naprawdę niezwykłą robotę. Wszystkim, którzy czują się dziwnie w dzisiejszym świecie, polecam książkę „Misfit. Manifest” Lidii Yuknavitch. Jest to pięknie napisany przewodnik po byciu dziwnym. Polecam także książkę Yasmin Boland „Jak działa Księżyc. Praktyczne wykorzystanie cykli księżycowych”. Fajnie jest zrozumieć, co się z nami dzieje, kiedy wszechświat robi swoje. Bardzo polecam też „Naturalnie zdrowe dziecko. Proste sposoby na dolegliwości wieku dziecięcego” Joanny Brejeckiej-Pamungkas. U Asi robiłam kurs tuiny pediatrycznej i dzięki niej nauczyłam się tak być przy moim dziecku i tak je dotykać, aby był to dotyk zdrowia i spokoju. I jeszcze polecam książkę wydaną przez moją serdeczną koleżankę Sylwię Pogorzelską „Jestem wdzięczna za raka”. Ta książka nie jest o raku, a o wielkiej sile podświadomości, której Sylwia doświadczyła na sobie. Sylwia jest mamą, jest kobietą i jest przepięknym nauczycielem życia. Ta książka rozwala system. Sylwia tak bardzo poczuła, że chce pomagać ludziom, że postanowiła wydać tę książkę sama, zanim zrobi to jakiekolwiek wydawnictwo, bo wiedziała, że to chwilę trwa.
A jeśli chodzi o doświadczanie, to bardzo polecam warsztaty ze mną – „Pełnia kobiet”. Organizuję je w całej Polsce, najbliższe odbędą się na Podlasiu 20–22 listopada, kolejne terminy trzeba sprawdzać na moim Facebooku i w grupie „Pełnia kobiet”. Będą też warsztaty dla dziewczynek, bo doświadczam spotkań z dziewczętami, które czują się zagubione, zbuntowane i bardzo zestresowane. Mam stały kontakt z nastolatkami, bo uczę je angielskiego przez internet.
Co jeszcze? Ostatnio zobaczyłam myszołowa na polu za domem – bardzo to wszystkim polecam.
„Co za matka!” to cykl, w którym prezentujemy inspirujące kobiety, które pokazują, że macierzyństwo to nie koniec świata. Znasz taką mamę? Daj nam znać! Chcesz być na bieżąco? Zapisz się na nasz newsletter. Bądźmy w kontakcie 🙂