Dajesz dziecku słodycze? Zła z Ciebie matka. Nie dajesz mu słodyczy? Przesadzasz i odbierasz maluchowi dzieciństwo. Pozwalasz mu jeść parówki? MOPS już jedzie! Nie pozwalasz? Kobieto, wrzuć na luz, od tego się nie umiera! Temat żywienia dziecka potrafi wzbudzić emocje. Dlatego nie będę się nad nim rozwodzić 😉 Wychodzę z założenia, że aby dziecko jadło zdrowo, warto zacząć od siebie. Trudno, aby maluch sięgał ochoczo po wodę, jeśli w naszym domu pije się głównie słodkie napoje. Wydaje mi się mało prawdopodobne, że w ramach przekąski dziecię będzie sięgać po owoc, skoro na stole leży paczka ciastek. Temat jest szeroki, sama oswajam się z nim od dawna, ale chyba nie idzie mi najgorzej (z tym, że jakoś superidealnie też nie jest). Najbardziej na mój sposób odżywiania wpłynęło pięć prostych nawyków, a z tego, co udało mi się wypracować, korzysta cała rodzina. O jakie nawyki chodzi?
Speców od żywienia jest mnóstwo, ale według mnie trzeba tu zrobić solidny przesiew. Jeżeli borykamy się z jakimiś problemami zdrowotnymi, to uważam, że lepiej udać się do specjalisty, zamiast szukać porady na różnych grupach czy u blogerów, którzy nie mają odpowiedniego wykształcenia do udzielania porad dotyczących diety czy zdrowia. Ja takiego nie mam, więc nie będę nikomu mówić, co ma robić 😉 Opowiem, co zadziałało u mnie i zmieniło mój sposób odżywiania o 180 stopni. Dieta to sprawa indywidualna, ale te banalne nawyki, o których piszę, są w sumie dla każdego.
Co zmieniło mój sposób odżywiania?
Zaczęłam zmieniać swoją dietę pod okiem dietetyka klinicznego w 2014 roku i to była dla mnie prawdziwa rewolucja (m.in. zniknęły codzienne bułki z żółtym serem i polubiłam się z czarną kawą). Nie ukrywam, że po ciąży trochę popłynęłam i w nowej, macierzyńskiej rzeczywistości trudniej było mi się trzymać tego, co wypracowałam wcześniej. Jakiś czas temu wróciłam jednak na właściwe tory. Co mi w tym pomaga?
1. Prowadzenie dzienniczka żywieniowego
Prowadzenie dzienniczka żywieniowego polega na skrupulatnym zapisywaniu tego, co jemy i pijemy (bez liczenia kalorii itd.). Dzień w dzień, posiłek po posiłku zapisywałam, co i o której godzinie zjadłam. Dzięki temu łatwiej było wyłapać, co mi szkodzi, jak wpływa na moje samopoczucie, ile jem syfu w skali dnia czy tygodnia, co trzeba zmienić. Bo wiecie – tu ciasteczko, tam czekoladka, kolejna kawa, a za chwilę jeszcze coś innego. Dzienniczek prowadziłam na początku swojej współpracy z dietetykiem. Zrobiłam też sporo badań i na ich podstawie pod okiem dietetyka zaczęłam rezygnować z pewnych produktów. Samo jednak uświadomienie sobie, co ja właściwie jem w ciągu dnia i jak często sięgam po coś do schrupania, dało mi naprawdę wiele. Nagle widzisz, że oprócz głównych posiłków wpadło jeszcze pięć przekąsek albo że przez cały dzień nie było kiedy zjeść coś konkretnego.
Od jakiegoś czasu nie prowadzę już dzienniczka, jem regularnie i wiem, czego mam się wystrzegać, a na co mogę sobie pozwolić od czasu do czasu (serio, takie podejście do jedzenia nie odbiera mi radości życia). Dzienniczek nauczył mnie jednak bardziej zwracać uwagę na to, co jem.
2. Czytanie etykiet
Niby wszędzie się o tym trąbi, a łatwo jest to zignorować. Jakość pożywienia jaka jest, każdy wie, ale szukanie lepszych zamienników nie zajmuje jakoś specjalnie dużo czasu. Ja w sumie kupuję w kółko te same produkty, bo są już sprawdzone. Raz na jakiś czas zajrzę tylko na etykietę, czy coś się na niej nie zmieniło. W zwykłym lidlu czy biedrze można trafić na rzeczy, które nie będą jakoś mocno przetworzone i są w rozsądnej cenie. Na zwracanie uwagi na etykiety bardzo uczula m.in. Doktor Ania i na co dzień wrzuca u siebie sporo przykładów. Wcale mnie nie dziwi, że prym wiodą tam produkty dla dzieci.
3. Przemyślane zakupy
Odkąd bardziej zwracam uwagę na to, co jem, mniej kupujemy. Mąż – bo to głównie on jeździ na zakupy – lubi dorzucić do koszyka coś, co nie powinno się w nim znaleźć, ale nasze podejście do jedzenia jest trochę inne 😊 (wychodzę z założenia, że jest dorosły i podejmuje swoje decyzje). Zazwyczaj robimy jedne duże zakupy w tygodniu (to nawyk sprzed czasów pandemii, choć korona go jeszcze bardziej wzmocniła). Wcześniej obmyślam jakiś szybki plan posiłków na tydzień i na tej podstawie sporządzam listę. I to się u nas sprawdza. Nie ma codziennego chodzenia do sklepu po byle co. Dzięki temu marnujemy też mniej jedzenia, a staram się tego pilnować. No i wiecie – jak nie ma w domu zapasu słodyczy, to się ich nie je 😉 (dotyczy to także dziecka). Mam też kilka punktów na mapie miasta, gdzie dostanę lepszej jakości produkty. Jeśli w Twojej miejscowości działa kooperatywa spożywcza, to jest to też świetne rozwiązanie. A jeśli masz swój ogródek, to już w ogóle zazdro!
Sprawdź jeszcze:
Co dać dziecku zamiast słodyczy? 10 propozycji, które nie zrujnują portfela
4. Regularne posiłki
Jem trzy główne posiłki o mniej więcej stałych porach, czasami wpada jedna przekąska. Wiem, że to nie jest łatwe przy małym dziecku, u mnie się to uregulowało, gdy syn już trochę podrósł (teraz ma trzy lata). Dzięki takiemu rozkładowi posiłków nie są one przypadkowe. Mój organizm też do tego przywyknął, głodna nie chodzę i co najfajniejsze – oduczyłam się podjadania.
5. Gotowanie
Kiedyś wolałam coś szybko zamówić albo kupić coś, co wystarczy wyjąć z paczki, wrzucić do piekarnika czy chwilę pogotować. Teraz czasami zjemy na mieście albo zamówimy obiad, ale na co dzień widzę plusy normalnego gotowania. Lubię wiedzieć, jakich produktów użyto do przygotowania danej potrawy, np. z jakiej mąki powstała, na jakim tłuszczu została przyrządzona. Całkowitą pewność mogę mieć tylko wtedy, kiedy zrobimy coś w domu. Przy czym zwykle gotuję coś na dwa dni i sporo jedzenia mrożę na zaś. No i lubię też proste jedzenie, którego przygotowanie nie zajmuje dużo czasu. To wszystko przekłada się i na nasze rodzinne odżywianie, i na nasz domowy budżet.
Na koniec
Nie wnikam, jaka dieta jest najlepsza, bo dla każdego będzie to co innego. Wychodzę z założenia, że jeżeli ktoś je w określony sposób i wpływa to pozytywnie na jego zdrowie, samopoczucie i ma to odzwierciedlenie w wynikach badań, to super. A jeśli tak nie jest, to warto to zmienić – najlepiej pod okiem kogoś, kto się na tym zna.
A jakie Ty masz podejście do tematu odżywiania? Zwracasz na niego uwagę czy niekoniecznie? Skąd czerpiesz wiedzę i inspirację? Daj znać!